Naprawdę trudno wskazać drugi tak kontrowersyjny (może poza polisolokatami) i nieczytelny dla zwykłego śmiertelnika produkt ubezpieczeniowy, jak ubezpieczenie od utraty pracy. Sama nazwa brzmi świetnie, ale praktyka dowodzi, że ta okładka kryje dość marnej jakości treść. Zawierając umowę na tego typu polisę (wyłącznie w pakiecie z innym produktem, czyli ubezpieczeniem na życie) musimy więc uważać na bardzo głębokie zasieki. Tych pułapek jest co najmniej 6.
- Wysokość składki – nie ma wątpliwości, że jest to produkt bardzo drogi. Zwykle składka wynosi od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych rocznie! Niestety, klienci banków zaciągający kredyt hipoteczny z reguły nie mają wyjścia, bo bank wymaga wykupienia takiego ubezpieczenia. Wówczas składka jest po prostu doliczana do miesięcznej raty kredytu. Na wolnym rynku takiego rozwiązania nie znajdziemy, bo ubezpieczenie od utraty pracy nie jest samodzielnym produktem – zawsze dołącza się go do wyłącznie ubezpieczenia na życie.
- Czym jest utrata pracy? - to najcięższe działo, jakie może wytoczyć ubezpieczyciel. Jeśli ubezpieczony nie zapozna się dokładnie z OWU, to gdy faktycznie straci pracę może się okazać, że żadnych pieniędzy nie zobaczy na oczy. Dlaczego? Ponieważ ubezpieczyciele stosują masę wyłączeń i kruczków. Jedni uznają, że utrata pracy może nastąpić wyłącznie z winy firmy, inni dopuszczają jedynie zwolnienia grupowe. Przykre, ale prawdziwe.
- Na co będą przeznaczone środki z ubezpieczenia? - w Polsce w zdecydowanej większości przypadków środki te mają zaspokoić żądania banku, czyli wystarczyć na pokrycie miesięcznej raty kredytu. Z tym niestety także bywa bardzo różnie. Jeśli składka ubezpieczeniowa była relatywnie niska, to z pewnością może dojść do sytuacji, w której pieniądze z ubezpieczenia nie wystarczą na opłacenie raty.
- Ubezpieczenie nie chroni bez końca - trzeba pamiętać o tym, że żaden ubezpieczyciel nie będzie finansował spłaty kredytu w nieskończoność. Najlepsze oferty uwzględniają maksymalnie 12-miesięczną pomoc w ramach polisy. Co później? Cały ciężar ponownie spada na ubezpieczonego. Logiczne wydaje się, że polisa powinna chronić klienta ubezpieczyciela przed skutkami utraty pracy do momentu znalezienia nowego zatrudnienia. Logika w tym przypadku jednak nie działa.
- Masa warunków i wyłączeń – to największy minus ubezpieczenia od utraty pracy. Ten produkt jest obłożony masą przeróżnych warunków, których istnienia klient ubezpieczyciela nie jest nawet w stanie się domyślić. Dlatego w tym przypadku koniecznością jest bardzo dokładne zapoznanie się z OWU, a najlepiej skonsultowanie ich z prawnikiem. Klasyką gatunku jest bowiem utrudnianie wypłaty środków z powodu np. zbyt krótkiego stażu pracy ubezpieczonego lub prowadzenia przez niego równolegle z zatrudnieniem jednoosobowej działalności gospodarczej. Tak samo jest w sytuacji, gdy kredyt zaciąga małżeństwo i oboje małżonków zostaje objętych ubezpieczeniem. Wówczas utrata pracy przez jedno z nich nie oznacza, że środki z ubezpieczenia zostaną uruchomione.
Takich kruczków jest o wiele więcej, co tylko dowodzi, że ubezpieczenie od utraty pracy jest produktem skrojonym na miarę oczekiwań banków, a nie potrzeb ich klientów. Jeśli więc nie musimy takiego ubezpieczenia wykupywać, lepiej z tego zrezygnować, jednocześnie samodzielnie budując zabezpieczenie finansowe na wypadek utraty pracy.