Jeśli sądzisz, że cokolwiek materialnego można dostać za darmo, to jesteś w dużym błędzie. Tak przynajmniej twierdzą najwięksi teoretycy ekonomii. Ich zdaniem za każdy przywilej dany Janowi Kowalskiemu, zapłacić musi Anna Nowak i odwrotnie. Ta zasada ma swoją nazwę, która przeszła już do historii i jest często przywoływana podczas dyskusji na temat socjalnej polityki państwa. Dowiedz się, czym właściwie jest TANSTAAFL.
Milton Friedman to bez wątpienia jeden z największych ekonomistów w historii. Dał podwaliny pod rozwój tej dziedziny nauki. Do legendy przeszły szczególnie słowa, które Friedman miał niegdyś wypowiedzieć (nie ma na to 100% dowodu): There Ain't No Such Thing As A Free Lunch –to od tego zdania powstał słynny akronim TANSTAAFL.
Słowa Friedmana zostały przetłumaczone na wiele języków i dopasowane do realiów poszczególnych gospodarek. W Polsce najczęściej mówimy, że „nie ma darmowych obiadów” lub „nie ma nic za darmo”.
Warto wiedzieć
Cytat z Friedmana został spopularyzowany w książce „Luna to surowa pani” Roberta A. Heinleina.
Zasada TANSTAALF jest fundamentem tzw. ekonomii liberalnej, która zakłada wolność gospodarczą i osiąganie dobrobytu dzięki kapitalizmowi. W tej teorii nie ma miejsca na politykę socjalną, która przecież jest szalenie popularna w Europie, szczególnie w krajach skandynawskich.
Friedman i inni libertarianie podkreślali, że przyznawanie zasiłków i innych form subsydiów niszczy gospodarkę, ponieważ zachęca ludzi do lenistwa i czerpania z owoców czyjejś pracy. Nigdy nie jest bowiem tak, że pomoc socjalna nie obciąża nadmiernie budżetu państwa. Rząd nie ma przecież własnych pieniędzy i tak naprawdę rozdaje środki zarobione przez pracujących obywateli, oddanych do skarbca w formie różnej maści podatków.
W myśl zasady TANSTAALF rządy nie powinny prowadzić rozbudowanej polityki socjalnej. Nie powinny również wspierać nierentownych przedsiębiorstw, ponieważ na dłuższą metę prowadzi to do powstawania kolejnych obciążeń podatkowych.
Każdy z nas powinien mieć pełną świadomość tego, że naprawdę nie istnieją darmowe obiady. Jeśli ktoś oferuje Ci coś w podejrzanie niskiej cenie, to z pewnością gdzieś czai się haczyk i prędzej czy później da on o sobie znać.
Klasycznym przykładem są wszelkie promocje, które tak naprawdę nie służą klientom. Dlaczego? Ponieważ zachęcają do robienia większych zakupów. Sklep zwielokrotnia obroty, a Ty nagle orientujesz się, że zamiast wydać np. o 50 złotych mniej, wydałeś o 200 złotych więcej. W dodatku za wszelkie promocje i tak na końcu płacą pozostali klienci (w postaci marży narzuconej na inne produkty).