Inwestując na giełdzie wielokrotnie spotkasz się z określeniami, które mogą być dla Ciebie kompletnie niezrozumiałe. Dobrym przykładem będą tutaj tzw. „widły”. Każdy nieco bardziej doświadczony inwestor uśmiecha się pod nosem na samo brzmienie tego słowa. Wyjaśniamy, co to właściwie oznacza.
Tak zwane „widły” to nic innego, jak widełki cenowe ustalone dla kursu danej spółki. Jeśli np. w danym dniu spółka jest notowana na poziomie 100 zł (ta cena jest punktem odniesienia, czyli kursem zamknięcia poprzedniej sesji), to widełki mogą być w granicach od około 90 do 110 zł.
Widełki ustala animator rynku wskazany przez GPW, potocznie nazywany „widłowym”. Bierze pod uwagę średnie wahania kursowe dla danej spółki, jak i grupy spółek z danego sektora – jest to dość skomplikowane i zasadza się na analizie matematycznej.
Widełki służą jednemu: stabilizowaniu kursu i chłodzeniu emocji, jakie udzielają się inwestorom. Działa to oczywiście w dwie strony – zarówno wtedy, gdy kurs nagle wystrzelił i jest wciąż pompowany, jak również w momencie wystąpienia gwałtownych spadków.
Notowania spółki są automatycznie zawieszane wtedy, gdy kurs dochodzi do górnego lub dolnego ograniczenia. Wówczas jest czas dla inwestorów, aby przemyśleli swoje dalsze ruchy. Jednocześnie „widłowy” modyfikuje, czyli rozszerza widełki, co pozwala wznowić notowania.
Warto również dodać, że tak zwane „widły” nie są stosowane na wszystkich giełdach – ten mechanizm nie obowiązuje np. na Wall Street. Jest to rozwiązanie typowe dla mało płynnych rynków, a za taki wciąż uchodzi polska Giełda Papierów Wartościowych.